Inagaki Sugimoto Etsu - Córka Samuraja


Całkiem niezła powieść autobiograficzna opowiadająca historię młodej Japonki, pani Sugimoto, rzuconej przez los na obcy kontynent. Wychowana w tradycyjnej rodzinie, została zmuszona do odnalezienia swojego miejsca w całkiem odmiennej niż wcześniej jej znana kulturze. Sporo dosyć trafnych spostrzeżeń i porównania pomiędzy dwoma tak różnymi światami. Bardzo dogłębna analiza stosunków pomiędzy kobietą i mężczyzną - najpierw pomiędzy córką i ojcem, później żoną i mężem. Czasami zdziwienie amerykańskimi obyczajami wydaje się lekko podkoloryzowane, a trzeba mieć na uwadze to, że akcja powieści rozgrywa się głównie na przedmieściach, pośród domów jednorodzinnych z wielkimi trawiastymi ogrodami. Czy zdziwienie głównej bohaterki byłoby większe, gdyby rzeczywiście zobaczyła większy kawałek Stanów Zjednoczonych niż tylko własne podwórko? Z pewnością tak.

Ciekawym zabiegiem jest częste przytaczanie różnych ludowych opowieści, czytanie o tym, skąd wzięły się dane obyczaje, jak barwną miały genezę. Są to piękne historie, niejednokrotnie przemycające różnorakie wskazówki odnośnie pewnych postaw moralnych, którym hołdowano w ówczesnej Japonii. Niestety jest w tym jeden szkopuł, który dosyć mnie irytował - część z tych wtrąceń wydaje się kompletnie wyrwana z kontekstu. Historia toczy się, nagle ni z tego ni z owego czytamy dosyć długą opowieść, po czym znowu wracamy do głównego wątku fabularnego i zastanawiamy się, o co tak właściwie chodziło. Podobny problem jest również z całą powieścią. Początkowe rozdziały sprawiają wrażenie losowo zebranych wydarzeń, które nie tworzą całości. Część początkowych rozdziałów można spokojnie wyrwać z książki i wrzucić do dowolnego zbioru opowiadań, w którym jednak jako samotne byty nie potrafiłyby się obronić ani formą, ani fabułą. Przez początek książki było mi zatem dosyć ciężko przebrnąć. Lepsza sytuacja jest w kolejnych rozdziałach, w których historia już toczy się płynnie, z rozdziału na rozdział i człowiek nie czuje się zagubiony.

Zakończenie książki bardzo rozczarowuje. Czytelnik z chęcią dowiedziałby się, jak wygląda rzeczywistość, którą bohaterka zastanie w Ameryce po tych wszystkich latach. Czy coś istotnego uległo zmianie? Czy Matka nadal mieszka w swojej willi? Jak dziewczynki odnajdą się na nowo w zderzeniu z kulturą, w której się wychowały? Owszem, cenię sobie otwarte zakończenia, ale nie w przypadku książek autobiograficznych. Historia zdaje się być ucięta w pewnym punkcie. Człowiek zastanawia się, czy ktoś nie wyrwał kartek z kolejnym(i) rozdziałami.

A ja siedziałam i myślałam, czy Hanano tak naprawdę była szczęśliwa. Nie była smutna, ale bardzo się zmieniła. Jej oczy były spokojne, bez blasku; usta lekko opadły, a jej szybki i wesoły sposób mówienia stał się cichy i powolny. Łagodna i pełna wdzięku? Tak. Ale gdzie się podziała jej szybka reakcja na każde moje słowo? Gdzie jej radosny zapał, żeby wszystko zobaczyć, poznać i zrobić? Moja mała amerykańska dziewczynka tak aktywnie zaciekawiona życiem, odeszła.
- Nie możemy zapominać, żono - odpowiedział - o wychowaniu przynależnym do samurajskiego domu. Lwica pozostawia młode na skraju stromej skały i bez litości patrzy, jak lwiątko schodzi w dół. Serc krwawi jej z bólu, ale mu nie pomaga. Tylko w taki sposób można zdobyć życiową siłę.

19 Katowicka Kuchnia Społeczna










Natsume Soseki - Jestem Kotem


Noc. Wszyscy domownicy śpią snem sprawiedliwych. Jakiś cień zakrada się powoli do domu. Tylko kot zwraca uwagę na obcego przybysza, który zaczyna myszkować po pokojach. W worku znikają kolejne przedmioty. Nadchodzi poranek. Szok i niedowierzanie. Skradziono nawet bieliznę. Gospodarz zapytany przez policjanta, co zostało skradzione, zostaje wprawiony w zakłopotanie. W głowie ma pustkę, jedyne co przychodzi mu na myśl to pudełko batatów. Czy można być tak nierozgarniętym? A i owszem, bo właśnie taką osobą jest główny bohater Kushami, nauczyciel, anglista.

Drzemiąc na kolanach człowieka ukradkiem pocieram o jego brzuch swoim miękkim futerkiem. Powstaje wtedy strumień elektryczności i cały bieg zdarzeń wewnętrznych człowieka ukazuje się przed oczyma mojej duszy.

Ta osobliwa persona przygarnia pewnego dnia naszego Bezimiennego narratora - kota, który ironizując podejmuje się krytyki ówczesnego japońskiego społeczeństwa, które chłonie z zachodu wszystko jak gąbka. Bez zastanawiania się, czy rzeczywiście warto daną rzecz  czy obyczaj przyjąć. Jednocześnie wszystko co japońskie zostaje odrzucone na bok jak stara zużyta zabawka. Wszystko co obce jest traktowane jako nowoczesne, lepsze, bardziej światowe. Całą tą krytykę możemy równie dobrze odnieść do sytuacji w naszym kraju. Czy nie kopiujemy bezmyślnie Zachodu? Nawet głupi przykład nazewnictwa stanowisk pracy - ogłoszenia pełne są ofert proponujących posady  o dziwnych anglojęzycznych nazwach. Czasami człowiek sam już nie wie o co chodzi. Wróćmy jednak do krytyki. Obrywa się nie tylko społeczeństwu, ale również jednostkom. Bardzo podobała mi się analiza indywidualizmu i tego, jak w skrajnej odsłonie prowadzi do egoizmu. Czy jednak Gospodarz rzeczywiście pretenduje do bycia indywidualistą? Wprawdzie zrywa z wieloma normami obyczajowymi , ale jest raczej cichym, biernym buntownikiem, który nad sprawami tego świata snuje senne rozmyślania w czterech ścianach swojego gabinetu.

Istotną sprawą są też wątki poruszające nastawienie do wykształcenia. Dyplom uczelni, doktorat jest gwarantem zdobycia dobrej pozycji społecznej, bycia szanowanym. Nieważne jak absurdalne wydają się tematy prowadzonych badań, dla jednych liczy się to, żeby zdobyć papier, dla innych żeby zdobyć dla córki męża z papierem. Rzeczywistość się jednak zmienia. To pogardzani handlarze i biznesmeni powoli zaczynają spychać intelektualistów w walce po pozycję społeczną. Niektórzy nie mogą się z tym pogodzić. Nie ważne jednak, jakie jest zdanie na ten temat każdego z bohaterów - czasy się zmienią, ale topos intelektualisty - wykształconego człowieka będzie obecny jeszcze długo w świadomości społecznej. Może i akcja książki dzieje się w odległych już czasach, ale czy gdyby spojrzeć na własne podwórko, nie dostrzeżemy podobnej sytuacji także i u nas? Idealizowania zdobywania dyplomów, które
trwa do dziś?

Styl. Styl, styl i jeszcze raz styl. Właśnie on mnie urzekł i sprawił, ze zatopiłem się w książce nie mogąc od niej oderwać (i tu brawa należą się również tłumaczowi). Pomieszanie groteski, humoru, ciekawych dyskusji filozoficznych, na tyle lekkich, ze czytanych przeze mnie z przyjemnością, na tyle trafnych, że można byłoby cytować co drugie zdanie. Wreszcie ciekawy obraz Japonii, barwność postaci, zarówno tych wpasowujących się w schematy, jak i tych, które mniej lub bardziej intencjonalnie przekraczały pewne twarde granice. Wszystko to składa się dla mnie na książkę wręcz idealną, kwintesencję literatury, przynajmniej w takim stopniu, jak ja ową kwintesencję w moim osobistym przypadku rozumiem.
Żadna aktywność  nie przyniesie ci zwycięstwa, niczego sam nie zmienisz. Chyba, że miałbyś władzę i mógłbyś zamknąć tę szkołę lub pójść na skargę na policję… Ale to już odrębna sprawa. Musiałbyś mieć pieniądze, żeby czegoś dokonać. W przeciwnym razie będziesz bezsilny wobec potęgi. Innymi słowy, będziesz musiał pochylić głowy przed bogaczami. Cały kłopot w tym, ześ ubogi i osamotniony. Aktywne działanie jest źródłem twojego rozgoryczenia. Zrozumiałeś?
Gospodarz nic nie odpowiedział. Po odejściu rzadkiego gościa skrył się w bibliotece i pogrążył w rozmyślaniu.
Suzuki głosił, że lepiej poddać się większości i pieniądzom. Doktor Amaki próbował uspokoić psychikę hipnozą. Rzadki gość doradzał spokój serca i postawę pasywną. Wybór zależy tylko od wolnej woli gospodarza. Jedno jest pewne: nie może być tak, jak było dotąd.
 
Bardzo możliwe, ze społeczeństwo jest zbiorem szaleńców. Zebrali się w gromadę, złączyli w morderczej walce, warczą jak wściekłe psy, przeklinają, rabują łączą się w towarzystwa i rozpadają jak komórki., pną się w górę, to znowu opadają i… tak żyją.

W życiu często powstają absurdalne sytuacje. Ktoś uważa, że upierając doprowadzi się do zwycięstwa, a w gruncie rzeczy jego akcje spadają coraz bardziej. Dziwna rzecz, ale uparty zwykle uważa, że dzięki uporowi zachowuje swoją twarz, i nawet nie podejrzewa, że wszyscy dookoła gardzą nim i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Szczęśliwy człowiek. Takie szczęście nazywa się świńskim szczęściem.

Nie brak też przykładów na to, jak wielki wariat za pomocą pieniądza i władzy szerzy gwałty, posługując się masą wariatów, a wszyscy nazywają go wspaniałym człowiekiem.


Guy Sorman - Made in USA


Obiektywne spojrzenie na szeroki przekrój różnych dziedzin gospodarki, procesów kształtujących państwo i następstw powszechnej wielokulturowości daje nam interesujący obraz współczesnego społeczeństwa amerykańskiego.

Sorman stara się zachować pewną równowagę pomiędzy swoim pewnego rodzaju zachwytem nad Stanami Zjednoczonymi, a przedstawianiem rzeczywistości taką, jaka ona naprawdę jest. Jednocześnie dosyć mocno można odczuć wręcz moralizatorstwo skierowane przeciwko nastrojom antyamerykańskim we Francji. Prosty język, niezbyt przepełniony naukowymi pojęciami z pewnością sprawia, że jest to pozycja dostępna dla przeciętnego czytelnika, który nigdy nie interesował się tego typu tematyką. Jednocześnie wszystkie procesy są opisane w bardzo zgrabny sposób. Raziła mnie lekko ilość powtórzeń, przytaczania tych samych wniosków po kilka razy tylko innymi słowami. Gdyby troszkę ten tekst przeredagować, można by było odjąć książce kilkanaście procent objętości.   

W całej książce napotykamy bardzo liczne porównania USA do tak zwanego Starego Kontynentu. Zazwyczaj na zasadzie kontrastu. Czym jest jednak owy „Stary Kontynent”? Otóż jest nim Francja, która w moim odczuciu jest utożsamiana z całym kontynentem. Jak najbardziej rozumiem czemu porównanie jest takie, a nie inne. Sam pisząc podobną książkę odnosiłbym się do Polski. Jednak Sorman generalizuje i czytając ma się wrażenie, że Europa jest jednolitym kulturalnie i politycznie regionem, w którym wszystko wygląda jeśli nie tak samo to przynajmniej bardzo podobnie jak we Francji. Były momenty opisu Europy, przy których stwierdzałem, że nie zgadzam się kompletnie, że w Polsce, i nie tylko w Polsce wcale tak nie było i nie jest do dzisiaj. Oczywiście musiałem wziąć pod uwagę, że książka ma już 10 lat i w swoich rozważaniach starałem się odnosić się do sytuacji z tamtego okresu.

Bardzo zainteresował mnie rozdział „Bóg to ja” traktujący o sposobie pojmowania wiary i religijności w Stanach. Otóż wnioski jakie mi się nasunęły po analizie są następujące:

1. Ateista w USA ma delikatnie mówiąc przekichane. Możesz być członkiem nawet najbardziej absurdalnej wspólnoty religijnej, ale to i tak jest lepsze niż brak wiary (za autorem - za oceanem nie funkcjonuje termin sekta jako taki, bardzo unika się określania jakiegoś stowarzyszenia tym terminem. No cóż, wiele mi to wyjaśnia odnośnie chociażby istnienia niejakich scjentologów). Jestem w to skłonny uwierzyć, wystarczy pooglądać przedwyborcze przemówienia, żeby dostrzec liczne odniesienia do sfery sacrum. W polskiej polityce jakoś tak bardzo się tego nie można doszukać. Owszem, zdarzają się i takie sytuacje, gdzie jakiś polityk powołuje się na stwórcę czy na przykład prawo boskie, ale wywołuje to zazwyczaj oburzenie zadziwiająco dużej części społeczeństwa. A niby taki katolicki kraj.  

2. Mnogość kościołów i łatwość we wstępowaniu do nich powoduje dużą migrację wiernych.

3. W sposobie działania i organizacji amerykańskich kościołów trzeba uwzględnić różne źródła zdobywania środków na działanie - inaczej sprawa wygląda w powiedzmy Polsce (dotacje itp.) całkiem inaczej w USA.


Zbieżnym praktykom amerykańskich religii odpowiada wspólny model organizacyjny - kościół jako przedsiębiorstwo.


Warto też zwrócić uwagę na opisanie procesów takich jak duża imigracja i co za tym idzie problemy związane z multikulturalizmem czy rasizmem. W obecnej chwili Europa powoli zaczyna się borykać z podobnymi sytuacjami, które może i jeszcze nie są bardzo widoczne w naszym kraju, ale już nawet u naszych sąsiadów są coraz częstszym tematem debaty publicznej. Należy mieć jednak na uwadze to, że USA powstało na skutek przypływu imigrantów i sama sprawa dużej imigracji (np. z Meksyku) będzie miała całkiem inny wydźwięk niż imigracja w Europie.

O autorze: 
Guy Sorman (ur. 10 marca 1944) - francuski dziennikarz, publicysta polityczny i filozof. Absolwent prestiżowej École nationale d'administration. Jest współpracownikiem m.in. Le Figaro, Wall Street Journal a także polskiego tygodnika Europa (dodatek do Dziennika). Najczęściej kojarzony z klasycznym liberalizmem. Kawaler Legii Honorowej, założyciel Wydawnictwa Sorman (1975).

Yamada Taichi - W pogoni za dalekim głosem


No cóż, zachęcony całkiem ciekawym i wpadającym w moje gusta "Obcym" tegoż samego autora zdecydowałem sięgnąć po kolejną jego powieść. Wrażenia są jednak tym razem nieco odmienne, ale mimo to pozytywne.

Yamada Taichi przedstawia nam historię Kasamy Tsuneo, młodego pracownika biura zajmującego się sprawami imigrantów. Jak czytamy już na początku, jego praca polega między innymi na bezpośrednich działaniami, między innymi dokonywaniem obław i aresztowań. Właśnie podczas jednej z tych akcji dochodzi do dosyć nietypowych wydarzeń. Ścigając jednego z nielegalnych imigrantów zapuszcza się na cmentarz. I w chwili gdy wydaje się, że już jego rola właściwie się skończyła, bo trzyma zbiega na muszce, dopada go niebywałe uczucie. Ciało przeszywa niespotykana dla niego dotąd rozkosz i niejako traci nad sobą kontrolę.

To wydarzenie staje się podstawą dalszej fabuły. Dodatkowo od wspomnianego dnia zaczyna nawiedzać go głos kobiety. Przez to jego życie zaczyna się zmieniać - ma problemy w pracy, plany związane z małżeństwem zaczynają się sypać (nie jest to bynajmniej małżeństwo z miłości). Na dodatek wspomnienia z pobytu w USA coraz bardziej go dręczą.

Książkę czyta się dobrze, sam przeczytałem ją za jednym posiedzeniem. Każdy z wątków zajmuje tyle miejsca ile powinien. Niezbyt duża objętość stanowi raczej zaletę - wszystko zgrabnie ujęte bez zbędnego przedłużania. Powieść niejako o samotności, ale powiedziałbym, że nie do końca. Jedynie wydarzenia w USA nie do końca mi pasują do całości. Rozumiem, że mają spory wpływ na zachowanie bohatera i oczywiście jest tu logiczna całość itd. Ale jakoś do mnie osobiście nie przemawiają i już.